W Polsce istnieje kilkaset grup przestępczych, w których działa około 220
tysięcy bandytów. Mają do dyspozycji ponad pół miliona nielegalnych sztuk
broni oraz dysponują wszelkimi możliwymi materiałami wybuchowymi.
I tak na przykład gangsterzy z okolic Jeleniej Góry mieli na wyposażeniu
granatniki przeciwpancerne, którymi można było miotać granaty na odległość
pół kilometra, zniszczyć pojazd w ruchu, blokadę albo i dom.
Przesłuchiwany przez policję Rafał Ch., skruszony bandzior z gangu
"Oczka", przyznał, że w arsenale szczecińskiego gangu były m.in.
strzelby gładkolufowe, karabiny snajperskie, najnowsze pistolety Glock i Sig
Sauer, pistolet maszynowe UZI, a nawet takie cacka jak porcelanowy pistolet, z
którym można było przechodzić przez bramki na lotniskach.
Dziennikarze "WPROST" dotarli do listy zamówień broni dla gangsterów,
którą oferował emerytowany major WP o pseudonimie Winchester. Na sześciu
stronach papieru A4 drobnym maczkiem wyszczególnione były rodzaje broni i
wyposażenia (np. za Sig Sauera P-230 żądano 4,5 - 6 tysięcy złotych).
Gang z Trójmiasta miał na składzie kusze z optycznymi celownikami (ciche i
precyzyjne), czeskie "Skorpiony" i kultowe niemieckie MP-5, używane
przez tamtejsze służby specjalne. Nie brakuje niczego. Przeważają pistolety
CZ 75, Sig Sauer, Smith and Wesson 659, Beretta, Walther PP, Ruger P-85 i Glock.
Niektórzy bandyci-pasjonaci mają też pistolety kaliber 0,22 cala używane
przez służby specjalne w Izraelu.
Pod Sandomierzem w beczkach zakopanych w ziemi znaleziono 140 kilogramów tzw.
plastiku, zaś w Kampinoskim Parku Narodowym grzybiarz znalazł zakopane 13
kilogramów trotylu.
W arsenale gangsterów z Pruszkowa przy ulicy Obozowej w Warszawie znaleziono
bomby gotowe do detonacji, urządzenia skanujące policyjne radiostacje i sprzęt
do łączności satelitarnej.
W 1998 roku w Rzeszowie w ręce policji wpadli Mołdawianin
i Ukrainiec, którzy przywieźli na sprzedaż 120 granatów F-1 oraz wyrzutnię
rakiet przeciwpancernych "Mucha". Ilu arsenałów jeszcze nie wykryto?
Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi.
Na co poważniejsze akcje gangsterzy nie wysyłają chłopców z ulicy, którzy
posługują się bronią jeszcze gorzej niż policjanci. W szeregach bandytów
nie brakuje zawodowych komandosów. Wielu z nich to ludzie z rozwiązanych w
1994 roku jednostek specjalnych Wojska Polskiego szkolonych w akcjach
dywersyjnych. Na rynku pojawiło się wtedy 280 bezrobotnych fachowców od
zabijania. Tylko wybierać.
"Ci ludzie mają pokrzywioną mentalność -
przekonuje oficer, który niegdyś szkolił dzisiejszych gangsterów. - Dla nich
zabić człowieka to pestka.
Tymczasem w Polsce nie ma rejestru byłych komandosów. Nie wiadomo gdzie są i
co robią. A taki gość może wyszkolić w ciągu pół roku grupę całkiem
niezłych majstrów od mokrej roboty. Nie potrzebuje strzelnicy i sal
gimnastycznych. Strzelać mogą nawet w odpowiednio przerobionym garażu. Do
trenowania walki wręcz wystarcza piwnica.
Udział byłych komandosów w organizacjach przestępczych jest faktem. Przykładów
mamy mnóstwo.
Ostatnio w Egipcie "utonął" człowiek. Kogoś w Polsce
zabił i zemsta kolegów ofiary dopadła go pod piramidami. Kiedyś był
komandosem. Inny wyszkolony za pieniądze wojska fachowiec przerzucał samochody
przez wschodnią granicę. Nikt go nie kontrolował, bo granicy pilnowali jego
dawni koledzy z jednostki. Zginął w porachunkach mafijnych.
Oficer BOR "zastrzelił się" w warszawskim hotelu Novotel. Podobno
zabawiał się w towarzystwie zafundowanych mu przez kogoś prostytutek. -
Twardy był - ironizuje jego kolega. - Trzy razy do siebie strzelił, zanim uznał,
że już wystarczy.
Do gangów trafiają także inni fachowcy. W Polsce działa wielu byłych żołnierzy
radzieckich, którzy szlify zdobywali w czasie wojny w Afganistanie. Ich umiejętności
posługiwania się kałasznikowami nie kwestionuje nikt.
Członkami gangów
odpowiedzialnymi za konstruowanie i podkładanie bomb są w 90% żołnierze z
jednostek saperskich, przeszkoleni zarówno w konstruowaniu jak i rozbrajaniu
bomb. Niewykluczone, że nabywający dziś doświadczenia w Afganistanie saperzy
z Polski jutro odejdą z wojska i trafią do gangów, których bossowie zapłacą
im tyle, ile są naprawdę warci. A warci są wiele, jako że podkładanie bomb
to ulubione zajęcie polskich mafiosów.
Co więcej, w Polsce mamy kilku przedstawicieli elity - zawodowych zabójców na
zlecenie. W Warszawie jest człowiek (policja wie o nim tylko tyle, że
istnieje), który wykonuje wyroki w sposób niemal idealny. Ma do dyspozycji
profesjonalny snajperski sprzęt. Może zlikwidować dosłownie każdego. I nikt
mu w tym nie przeszkodzi.
Co nie znaczy, że wszyscy gangsterzy to fachowcy od wymachiwania bronią, a
wszyscy policjanci, używając ich nomenklatury, leszcze. To byłoby
uproszczenie. Tym bardziej, że wielu policjantów lubi i umie strzelać, a
wielu gangsterów to zwykli chuligani z siłowni, niezdolni nawet do
przyzwoitego trzymania broni.
- Żołnierz "Pruszkowa" siedzący w
swoim BMW i wymachujący magnum to mit - komentuje anonimowy oficer Centralnego
Biura Śledczego. - Zwykli bandyci nie chodzą z bronią. Dostają ją tylko na
akcje. I nie są snajperami.
Faktem jest jednak, że przeciętny bandyta jest
lepiej wyszkolony niż przeciętny policjant. Oni nie oszczędzają pieniędzy
na nabojach, trenują w klubach strzeleckich, mają nawet pozwolenie na broń
sportową. Poza tym w zbrojowniach gangów są naprawdę ciekawe zabawki.
Według danych Komendy Głównej Policji, w 1999r. na terenie Polski funkcjonowały 423 zorganizowane grupy przestępcze, skupiające prawie 5 tys. członków, w 2000r. 405 grup liczących ponad 4 tys. ludzi. Grażyna Puchalska z biura prasowego KGP informuje, że w 2000r. Centralne Biuro Śledcze postawiło zarzuty o przynależność do grup zorganizowanych (art. 258 kk) 643 osobom, rok później już 968 osobom. W I półroczu 2002r. CBŚ takimi zarzutami obarczyło 621 ludzi. Część band rozbito – to bez wątpienia sukces policji, ale na ich miejsce natychmiast pojawiły się nowe, bo natura nie znosi próżni.
Komenda
Główna Policji
© Opracowano na podstawie artykułu "Western po
polsku" Marcina Klimkowskiego i Andrzeja Kropiwnickiego, PLAYBOY nr 6 -
czerwiec 2002.
|