Najpierw uporządkujmy tajemnice

Witold Rygiel
Wrzesień 2005
Modne stało się ostatnio postrzeganie przyczyn nieprawidłowości w funkcjonowaniu rodzimej administracji i przedsiębiorstw o szczególnym znaczeniu dla gospodarki państwa przez pryzmat lustracyjnego szkiełka. Jeśli lekarstwem na likwidację schorzeń występujących w podmiotach sfery publicznej miałoby być ustawowo usankcjonowane wystawianie pracownikom swoistych świadectw moralności, to bliscy jesteśmy powrotu w stare koleiny, gdy o kwalifikacjach i kompetencjach decydował jedynie słuszny kolor partyjnej legitymacji.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pan Jacek Welter w artykule „Pracownik – najsłabsze ogniwo”, zamieszczonym w jednym z tegorocznych wydań „Rzeczpospolitej” [1], zaapelował o upowszechnienie stosowania postępowań sprawdzających i pokrewnych form weryfikowania pracowników przed powierzeniem im w ramach obowiązków służbowych dostępu do informacji objętych ochroną prawną, lecz niestanowiących tajemnicy państwowej. Propozycja ta z jednej strony wpisuje się w nurt postpeeerelowskich rozliczeń, z drugiej zaś świadczy o podświadomej tęsknocie za stworzeniem współczesnego systemu „teczkomanii”, tj. potężnych zbiorów akt postępowań sprawdzających dotyczących - bez mała – wszystkich pracowników podmiotów sfery publicznej.

Chaos w sekretnej materii

Autor przywołanej publikacji słusznie podkreśla, że w polskim systemie prawnym istnieje nierówność w zakresie sposobu ochrony tajemnic. Tę nierówność osobiście określam mianem chaosu, gdyż poprawne funkcjonowanie podmiotów dysponujących sekretnymi informacjami w kontekście równoległego obowiązywania przepisów o ochronie tajemnicy państwowej i służbowej (w rozumieniu ustawy z dnia 22 stycznia 1999 r. o ochronie informacji niejawnych), jak też 17 rodzajów tajemnic zawodowych określonych w ustawach pozakodeksowych tudzież trudnych do liczbowego oszacowania, rozlicznych innych tajemnic prawnie chronionych jest wymownym przykładem inflacji i niespójności prawa oraz jaskrawym dowodem braku ustawodawczej koncepcji na stworzenie i wdrożenie ujednoliconego systemu ochrony informacji. Zauważmy, że przepisy te adresowane są do dysponentów, wytwórców i odbiorców informacji podlegających ochronie, nie zaś do uczestników panelowych dysput specjalistycznych, zaś naruszenie tych norm, pomieszczonych w dżungli kilkudziesięciu ustaw, skutkuje (w odniesieniu do sprawcy) surową odpowiedzialnością karną.

Szanse na uporządkowanie tej sytuacji upatrywać można było w niedawno zakończonym, długotrwałym procesie legislacyjnym nowelizującym ustawę z dnia 22 stycznia o ochronie informacji niejawnych. Niestety, wbrew licznym sugestiom i apelom, nawołującym do uporządkowania materii tajemnicy służbowej prawodawca zdecydował się na pozostawienie niezmienionej i nielikwidującej kontrowersji jej ustawowej definicji (patrz: ramka).


Art. 2 pkt 2 uoin

tajemnicą służbową - jest informacja niejawna nie będąca tajemnicą państwową, uzyskana w związku z czynnościami służbowymi albo wykonywaniem prac zleconych, której nieuprawnione ujawnienie mogłoby narazić na szkodę interes państwa, interes publiczny lub prawnie chroniony interes obywateli albo jednostki organizacyjnej.

Art. 23 ust. 2 uoin

Informacje niejawne zaklasyfikowane jako stanowiące tajemnicę służbową oznacza się klauzulą:

 1) "poufne" - w przypadku gdy ich nieuprawnione ujawnienie powodowałoby szkodę dla interesów państwa, interesu publicznego lub prawnie chronionego interesu obywateli,

 2) "zastrzeżone" - w przypadku gdy ich nieuprawnione ujawnienie mogłoby spowodować szkodę dla prawnie chronionych interesów obywateli albo jednostki organizacyjnej.
 

Podkreślić należy, że z bliżej niewiadomych przyczyn wykreślono z tekstu nowelizacji ustawy zasadnie proponowane we wcześniejszej fazie prac legislacyjnych upoważnienie kierowników jednostek organizacyjnych do określania wykazów rodzajów informacji niejawnych stanowiących tajemnicę służbową. Nadal więc pokutowało będzie zjawisko dowolności i niespójności logicznej w kwalifikowaniu informacji stanowiących tajemnicę służbową przez jej wytwórców i dysponentów.

Certyfikat dla pani Zosi

W opinii p. Jacka Weltera uzdrowieniem sytuacji w omawianym zakresie winno być objęcie wszystkich pracowników mających dostęp do szeroko rozumianych tajemnic procedurami sprawdzeń (tj. zwykłych postępowań sprawdzających właściwych dla uoin) oraz quasi lustracyjnych pytań. Kwestionując to stanowisko chciałbym odwołać się w pierwszym rzędzie do art. 51 ust. 1 Konstytucji RP „Nikt nie może być obowiązany inaczej niż na podstawie ustawy do ujawniania informacji dotyczących jego osoby”, z drugiej zaś strony twierdzę, że przetwarzanie przez pracodawców kolejnych ton papieru w formie zakładania kilkudziesięciotysięcznej armii pracowników akt postępowań sprawdzających i wydawanie im poświadczeń bezpieczeństwa (lub pokrewnych merytorycznie certyfikatów) zaowocowałaby jedynie biurokratyczną rozbudową pionów ochrony informacji. Pracodawcy zmuszeni zostaliby ponadto do wydatkowania niebagatelnych kwot na zakupy sejfów i adaptację pomieszczeń na kancelarie tajne, pojawiłyby się ponadto łatwe do przewidzenia w naszych realiach problemy z zabezpieczeniem takich zbiorów przed nieuprawnionym dostępem, względnie przed „wyciekami” informacji z akt.

Kolejną istotną kwestią jest znalezienie środków na sfinansowanie rzeczonych moralnie „uzdrowicielskich” poczynań. Czy ktokolwiek zapyta podatników o zgodę na marnotrawienie zabieranych im środków, tylko po to, aby przykładowa pani Zosia, sprzedająca znaczki w pocztowym okienku, legitymowała się teczką zdeponowaną u pełnomocnika ochrony z wpiętym tamże oświadczeniem o nieprowadzeniu tajnej współpracy z peerelowskimi organami bezpieczeństwa państwa? Warto też podkreślić, że efekt zrealizowania przez pełnomocnika ochrony zwykłego postępowania sprawdzającego wobec określonej osoby daje w praktyce jedynie formalną i merytorycznie wysoce nieadekwatną dozę informacji o pracowniku, a w żadnym przypadku nie pozwala na ocenę w jakim stopniu osoba sprawdzana może być podatna na ewentualny nacisk i szantaż. To raczej zadanie dla psychologa, a nie dla urzędnika IPN, funkcjonariusza służb specjalnych lub pełnomocnika ds. ochrony informacji niejawnych.

W kategoriach curiosum traktuję natomiast proponowane przez p. Jacka Weltera wprowadzenie do ustawy o ochronie danych osobowych obowiązku przeprowadzenia postępowania sprawdzającego wobec osób, które administrator danych zamierza upoważnić do przetwarzania tzw. danych osobowych „wrażliwych”. Na podstawie przepisów rozdziału 5 tej ustawy: „Zabezpieczenie danych osobowych” (nota bene znacząco znowelizowanych w ubiegłym roku) administratorzy danych osobowych mają obowiązek stosowania środków technicznych i organizacyjnych zapewniających ochronę przetwarzanych danych odpowiednią do zagrożeń oraz kategorii danych objętych ochroną. W pojęciu tym mieści się m. in. pisemne upoważnianie zatrudnianego personelu do przetwarzania danych, pobieranie od nich oświadczeń o zachowaniu w tajemnicy danych osobowych oraz stosowanych sposobów ich zabezpieczania, szkolenie personelu przetwarzającego dane oraz wdrożenie środków zapewniających kontrolę nad tym jakie dane osobowe, kiedy i przez kogo zostały do zbioru wprowadzone oraz komu są przekazywane. W przypadku przetwarzania danych osobowych w systemie informatycznym ich administrator zobowiązany jest do respektowania surowych norm rozporządzenia wykonawczego MSWiA. Zdaniem p. Jacka Weltera są to jednak półśrodki, bowiem apeluje on, aby osoba wprowadzająca do bazy danych przykładową informację o moim zamiłowaniu do degustowania wyrobów tytoniowych lub skłonności niżej podpisanego do przebywania na kilkudniowych zwolnieniach lekarskich legitymowała się poświadczeniem bezpieczeństwa.

Trudno też o aprobatę dla propozycji, by upowszechnić rzeczony koncept w odniesieniu do osób mających dostęp do tajemnicy skarbowej, bankowej, statystycznej, tajemnicy zawodowej (z ustawy o publicznym obrocie papierami wartościowymi) lub do tajemnicy przedsiębiorstwa, skoro dobór pracowników zatrudnianych na takich stanowiskach obwarowany jest licznymi wymaganiami i przepisami ustaw szczególnych.

O co pytać, kogo sprawdzać

Odkrywczość stwierdzenia o wadach człowieka, jako najsłabszego ogniwa w łańcuszku modelu bezpieczeństwa informacyjnego, jest bezdyskusyjna, gdyż zjawisko to ma charakter powszechny, ponadczasowy i niezależny od istniejącego systemu ustrojowego, realiów dziejowych i uwarunkowań politycznych. Pomijając już beletrystyczny wątek rozważań o szantażowaniu urzędników „teczkową amunicją” (ile ujawniono takich przypadków, czy badała je prokuratura, czy orzekały w takich sprawach sądy?) skoncentrować należy się raczej na problemach poziomu płac w administracji, zasadach doboru wykwalifikowanych kadr, względnie ograniczania omnipotencji decyzyjnej i nieprzejrzystości procedur. Pan J. Welter akcentuje niebezpieczeństwa dla prawnie chronionych tajemnic wynikające z towarzyskich powiązań, wspólnych interesów, lojalności grupy. Nieśmiało pragnę zauważyć, że nie jest to wyłącznie postsowiecka spuścizna, lecz zjawisko powszechne i niezależne od szerokości geograficznej, okresu historycznego i układów koalicji rządzących jakimkolwiek krajem.

Wydaje mi się, że kandydata do pracy z informacjami podlegającymi ochronie w pierwszym rzędzie oceniać należy przez pryzmat jego kwalifikacji, umiejętności, doświadczeń i dokonań zawodowych, jak też opinii pracodawcy mającego na co dzień możliwość obserwacji zachowań i predyspozycji takiej osoby. To wydaje się być pewniejszą i skuteczniejszą metodą niż uzależnianie decyzji kadrowych od zlecania – jako najważniejszej - kwerendy w IPN - owskich archiwaliach. Warto na zakończenie przytoczyć opinię, jakże adekwatną do opisywanej sytuacji: „Przepisy karne chroniące tajemnicę państwową i służbową winny być jednak tak ujęte, by chroniły tylko to, co niezbędnie musi być chronione w społeczeństwie demokratycznym, a nie zakres zbyt szeroki, którego ochrona nie byłaby zasadna. Powinny też wyraźnie precyzować zakres chroniony” (Barbara Kunicka – Michalska, Przestępstwa przeciwko ochronie informacji i wymiarowi sprawiedliwości. Rozdział XXX i XXXII Kodeksu karnego. Komentarz, Warszawa 2000).

Witold Rygiel

Autor jest pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych w Urzędzie Skarbowym w Pile.

PRZYPISY:

[1] J. Welter, Pracownik – najsłabsze ogniwo - Rzeczpospolita z dnia 2 marca 2005 r.